Archiwum 11 kwietnia 2009


kwi 11 2009 tobezsensa
Komentarze: 0

Cztery dni, cztery pory roku, cztery razy śmierć.

sobota, 20 września 2008 17:59

Poniedziałek.

Wstałem dość wcześnie. Zegarek pokazywał, że nie było nawet jeszcze 6, a na niebie już powoli zaczynało się robić jasno, a raczej szarawo. Jesień. Jak ja nienawidzę tej pory roku. Deszcz, chłód, a przez większą jej część, rzadko można zobaczyć choćby promyk słońca spod grubej warstwy „pierzyny” zalegającej na nieboskłonie. Westchnąłem i ubrałem się ciepło bo termometr wskazywał jedynie parę marnych kresek powyżej zera. Na polu jeszcze do teko zacinała lekka mżawka. Niewielkie krople rozbijały się o moje okulary utrudniając widzenie tego co miałem przed sobą. Wreszcie dotarłem na przejście dla pieszych z światłami sygnalizacyjnymi. Czerwień ludzika wskazującego, że nie możemy w tej chwili przejść bardzo mnie drażniła, więc zacząłem coraz bardziej się niecierpliwić. Sekundy mijały niczym godziny, aż w końcu zaświeciło się upragnione zielone światło. Niewiele myśląc wszedłem na pasy, powoli tnąc w poprzek ulicę.


Gdy się ocknąłem, ujrzałem wokoło wielu gapiów spoglądających na mnie, a po prawej samochód rozbity o murek pobliskiego domu. Spod maski srebrnej toyoty wydobywał się szary dymek niknący wśród wciąż zacinającego deszczy. Wtedy dopiero zacząłem zadawać sobie pytania- dlaczego wszyscy się na mnie gapią? Dlaczego właściwie leże na ulicy? Kierowany przeczuciem spojrzałem na swoje nogi. Nie ma ich, a z mojego przepołowionego ciała wystawały rozmazane po jezdni jelita. Żołądek także został wyrwany z ciała, a z jego wnętrza wylała się żrąca ciecz, wraz z kawałkami niestrawionego jeszcze jedzenia. Nie mogąc się obrócić próbowałem spojrzeć za siebie, ku memu zdziwieniu widziałem krew rozlewającą się strumykiem po mokrym asfalcie. Dotarło też do mnie co w ogóle się stało. Próbowałem krzyknąć. Nie mogłem. Udało mi się jedynie zamknąć oczy...



Piątek.

Obudziłem się z wrzaskiem. Zerwałem z siebie kołdrę i spojrzałem na nogi. Odetchnąłem z ulgą, były na swoim miejscu. Obracając tamto zdarzenie w zły sen spojrzałem na zegarek. Jest jeszcze przed szóstą. Odruchowo zwróciłem także uwagę na datę. Piątek, 14 maja. Piątek? Coś mi się nie zgadzało, przysiągł bym, że gdy kładłem się spać była niedziela 13 listopada. Ale przypomniał mi się znowu sen i pomyślałem, że to właśnie dla tego. Szybko wróciły mi wspomnienia dnia wczorajszego. Taaak, umówiłem się wczoraj z kumplami na odkryty basen po szkole. Dziś kończymy wcześnie więc będzie dużo czasu po południu. Spojrzałem jeszcze za okno. Pogoda była przepiękną. Słonecznie, ptaki śpiewały, a termometr wskazywał 25'C w cieniu. Kocham wiosnę, szczególnie tę późną. Kiedy drzewa wydalają swoje pachnące kwiecie, a ogrody mienią się od barw. Po niebie maszerowało mozolnie kilka dużych „baranków”, które ani myślały zmoczyć ziemi deszczem. Świetna pogoda na pływanie. W pośpiechu założyłem na siebie ciemną koszulkę, z krótkim rękawem i wcisnąłem na nogi krótkie spodenki sięgające za kolana. Do lekkiego plecaka wepchałem kilka potrzebnych na basen przedmiotów i szybko pognałem do szkoły.


Woda była już naprawdę ciepła. Wprost zachęcała do pływania. Nie namyślając się za wiele, wskoczyłem do niej z rozbiegu. W krótkim „locie” spojrzałem jeszcze na kolegów flirtujących z dziewczynami na brzegu, odwróciłem wzrok i z uśmiechem zauważyłem, że tafla wody była coraz bliżej. Plusk. Co za przyjemne uczucie, szybko się zanurzałem. Coraz głębiej i głębiej. Nagle poczułem, silny ból w głowie i na chwile straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem, woda przybrała dziwnie czerwony kolor. Próbowałem przetrzeć oczy, ale ręce nie chciały się poruszyć. Robiło mi się coraz zimniej. Pomyślałem, że to może deszcz zaczął padać i woda się ochłodziła, ale nic na to nie wskazywało. Uświadomiłem sobie, że nie przez dłuższy czas nie brałem oddechu. Chciałem wypłynąć, ale żadna z kończyn nie chciała się poruszyć. W pasie złapał mnie jakiś uścisk. I wyciągną na powierzchnię. Nareszcie... ale zaraz, dlaczego nie mogę złapać oddechu. Chciałem krzyknąć ale nie mogłem. Zaraz dlaczego oni mnie wsadzają do czarnego worka? Poczekajcie. Dlaczego powieki są takie ciężkie? Nim zdążyłem zamknąć oczy zasunięto zamek błyskawiczny i zapanowała ciemność.


         Środa.

Otworzyłem oczy i z obojętnością spojrzałem na zegarek. Jeszcze przed szóstą, 15 stycznia. Zima. Wstałem i zabrałem scyzoryk z biurka. W łazience napuściłem do wanny wody. Nie ściągając ze siebie piżamy wszedłem do niej. Szybkim i mocnym ruchem podciąłem sobie żyły. Ciepła czerwona ciecz spływająca po nadgarstku była ostatnią rzeczą jaką widziałem zanim straciłem przytomność...


Niedziela.

16 lipca. Lato w pełni. Znowu zginąłem. Może niepotrzebnie zabijałem tego gościa...



zdecydowanieerrr : :